Zima wreszcie przyszła, mróz szczypie w policzki, więc temat na czasie. Wargi, twarz, ręce - to wszystko robi się czasem szorstkie, zaczerwienione, podrażnione. Czasem od mrozu, ale też od chlorowanej, twardej wody, kosmetyków, alergii i wielu innych. I wydaje się, że jest na to jedna jedyna rada - czymś posmarować. Kiedyś był krem nivea i krem glicerynowy do rąk, teraz jest ogromny wybór, tysiące kremów w różnych przedziałach cenowych, z różnymi tajemniczymi składnikami, w tym oczywiście eko i organic, do wyboru do koloru. Ekomaniaczki smarują się zresztą olejami, tego też jest duży wybór, kokosowy, arganowy itp. Ważne, żeby było posmarowane - bo inaczej skóra nie da sobie rady, będzie czerwona, pomarszczona, złuszczy się albo przeciwnie, będzie świecić, wyjdą pryszcze i w ogóle odpadnie po trzech dniach.
Dlatego miliony ludzi wydają miliony na kremy. Na noc, na dzień, do twarzy, pod oczy, do rąk, do ciała i nawet do tyłka, bo smarowanie zaczyna się od pierwszych dni po urodzeniu. Przemysł kosmetyczny skacze z radości pod niebo.
Wpadła mi kiedyś w ręce gazetka rozdawana w aptekach, a w niej tekst o tym, jak zadbać o skórę po sezonie. Najpierw pani kosmetyczka opisywała dokładnie, jak to skóra w reakcji na warunki atmosferyczne wytwarza sobie naturalną warstwę ochronną - grubieje naskórek, buduje się płaszcz lipidowy. Ciekawe, myślę sobie, czyli jednak ktoś zauważa, że skóra nie jest taka bezbronna i bezradna wobec słońca, wiatru i mrozu, jak by się wydawało. Ale już kilka akapitów dalej nastąpił wyczerpujący opis przeróżnych zabiegów o długich nazwach, chemicznych i fizycznych, które należy wykonać, aby... warstwy ochronnej się pozbyć! Zedrzeć ją ze skóry laserem, zetrzeć, spiłować, rozpuścić chemikaliami. Po czym oczywiście za ciężkie pieniądze zregenerować, odżywić i posmarować. I smarować regularnie, bo skóra musi być chroniona.
Czy tylko mnie się wydaje, że coś tu jest nie tak? :-)
A teraz wyobraźmy sobie krem idealny. Jest takie modne słowo - spersonalizowany. Dostosowany dokładnie do naszej skóry, do naszej cery, jej aktualnych potrzeb i problemów. Jego skład i aplikowana ilość zmienia się automatycznie w zależności od temperatury i wilgotności na zewnątrz, od poziomu nawilżenia i natłuszczenia naszej skóry i wielu innych czynników. Zmiękcza skórę, nawilża i natłuszcza, nadaje jej elastyczność, dodatkowo działa antybakteryjnie i przeciwgrzybiczo. Naprawdę magiczna substancja.
Każdy z nas ma taki krem. Bezpłatnie. Nazywa się niezbyt ładnie, może mało zachęcająco - łój. Ładniejsze nazwy to sebum albo płaszcz lipidowy. Wytwarza go nasza skóra. Zawiera glikozydy, kwasy tłuszczowe, woski, sterole oraz skwalen (bardzo ważny składnik). Żaden koncern kosmetyczny nie wymyśli nigdy nic lepszego.
Łój wydzielany jest przez gruczoły łojowe. A gruczoły łojowe działają tak jak wszystkie inne gruczoły. Gruczoły mleczne wytwarzają tyle mleka, ile wypija dziecko, takiego, jakiego właśnie potrzebuje. Jeśli dziecko jest dokarmiane mieszanką, gruczoły mleczne produkują mniej mleka, bo mniej jest wysysane z piersi. I tak samo jest z łojem. Jeśli skóra jest wysuszona i potrzebuje nawilżenia czy natłuszczenia, czarodziejskiego kremu będzie więcej i będzie miał odpowiednio dostosowany skład. Oczywiście zadziała też łagodząco na podrażnienia, jeśli tylko dać mu trochę czasu. Jeśli jednak skóra zostanie czymś posmarowana, łoju będzie mniej, a skład nie będzie już tak idealny. Dodatkowo skóra będzie musiała poradzić sobie z całą masą dziwnych, obcych substancji, z których może niektóre chwilowo robią jej dobrze, ale cała reszta ma nadawać zapach, konsystencję, trwałość i diabli wiedzą co jeszcze. Na własne życzenie rezygnujemy z naszego doskonałego, spersonalizowanego kremu, żeby zastąpić go marnym substytutem.
I w drugą stronę - jeśli skóra jest regularnie odtłuszczana silnymi detergentami, gruczoły łojowe będą wariować z nadprodukcją. Łoju będzie więcej i więcej, wszystko będzie się świecić i zatykać. Tak samo jak z włosami - im częściej odtłuszczasz, tym bardziej się przetłuszczają.
Oczywiście są sytuacje skrajne, -20 stopni i wiatr, nagłe zmiany temperatur - wtedy można dać skórze jakąś ochronę, choćby wspomniany olej kokosowy, oliwę z oliwek czy nawet swojskie masło. Ochronę - czyli smarować przed wyjściem, a nie kiedy już jest wysuszona i podrażniona. Jest też stres, brak snu, zmęczenie, słodkie i tłuste żarcie, które fatalnie wpływają na skórę, ale smarowanie wcale nie jest receptą na te problemy.
Zaufaj swojej skórze :-)
I w drugą stronę - jeśli skóra jest regularnie odtłuszczana silnymi detergentami, gruczoły łojowe będą wariować z nadprodukcją. Łoju będzie więcej i więcej, wszystko będzie się świecić i zatykać. Tak samo jak z włosami - im częściej odtłuszczasz, tym bardziej się przetłuszczają.
Oczywiście są sytuacje skrajne, -20 stopni i wiatr, nagłe zmiany temperatur - wtedy można dać skórze jakąś ochronę, choćby wspomniany olej kokosowy, oliwę z oliwek czy nawet swojskie masło. Ochronę - czyli smarować przed wyjściem, a nie kiedy już jest wysuszona i podrażniona. Jest też stres, brak snu, zmęczenie, słodkie i tłuste żarcie, które fatalnie wpływają na skórę, ale smarowanie wcale nie jest receptą na te problemy.
Zaufaj swojej skórze :-)