sobota, 26 marca 2016

Pisanki

Spokojnych, a może trochę innych i szalonych Świąt Wielkanocnych życzy Kura z Rodziną :-)







 




Jutro ciąg dalszy z farbowaniem w łuskach cebuli :-)

wtorek, 22 marca 2016

Katastrofa

Tekst ukazał się w "Zadrze" nr 3-4 (64-65) 2015. Warto kupić i poczytać całe pismo, a najlepiej zaprenumerować!

Dzieci już śpią. Najedzone, bezpieczne, oddychają miarowo. W domu wreszcie cicho, grzeję wodę na herbatę, włączam laptopa, przeglądam pocztę. W kominku płonie ogień, pies zajął kanapę, kot chyba przy którymś z dzieciaków zwinął się w kłębek w pościeli. Jest mi ciepło, jasno i dobrze. Tymczasem nadchodzi katastrofa...

Zamykam oczy i widzę kobietę taką jak ja. Może to ja? To się dzieje teraz, niedaleko, gdzieś w tej zimnej ciemności za oknem, ledwie kilkaset kilometrów na południe, może na południowy wschód. Idzie w dziurawych butach w zamarzającym deszczu. Dźwiga dwie ciężkie torby, prowadzi za rękę jedno dziecko kilkuletnie, drugie, mniejsze ma w nosidle na plecach. Dzieci takie jak moje. Słyszę, jak starsze marudzi. Tak, mój syn czasem jęczy, że go bolą nogi, kiedy wyjdziemy na chwilę na zakupy, a ten idzie już długo, bardzo długo. Młodsze nie narzeka, może śpi, ale jest ciężkie. Dziwne, że takie ciężkie, w końcu przy takiej biegunce nie powinno już prawie nic ważyć. Nie chce jeść. Co jadłby mój młodszy synek, gdyby nagle zawalił się jego świat, w którym zawsze można liczyć na owsiankę z jabłkiem posypaną kakao i chrupiące paluszki rybne? Ta kobieta z dziećmi idzie w moim kierunku. A z nią wiele, wiele innych – kobiet, dzieci, mężczyzn, młodych, starych, chorych, niepełnosprawnych... Idą, bo ich świat przestał się nadawać do życia.

Świat przestaje nadawać się do życia. W ciągu 40 lat zniszczyliśmy 1/3 ziem rolnych na świecie, w większości oczywiście w Afryce i w Azji, ale również w Europie. W ciągu 100 lat osuszyliśmy połowę światowych mokradeł, rezerwuarów wody i węgla, centrów bioróżnorodności. W ciągu 50 lat światowe zapotrzebowanie na wodę wzrosło trzykrotnie, w ciągu 20-30 lat ma się jeszcze podwoić. Tymczasem zasobów wodnych ubywa w tempie katastrofalnym. W ciągu ostatnich 30 lat na całym świecie podwoiła się powierzchnia obszarów dotkniętych suszą. Jedną z jej przyczyn jest zanikanie górskich lodowców, które w porze suchej zasilają znaczną część światowych upraw. Rabunkowa gospodarka zmienia wilgotną, żyzną Ziemię w niegościnną pustynię. Politycy na Konferencji Klimatycznej w Paryżu podpisali porozumienie, które pozwoli być może w tym stuleciu na ograniczenie globalnego ocieplenia do 2 stopni w porównaniu z erą przedprzemysłową (w tym momencie średnia roczna temperatura Ziemi wzrosła o 1 stopień), jednak nawet jeśli uda się zrealizować jego zapisy (co bardzo wątpliwe), i tak do końca stulecia z powierzchni naszej planety zniknie ok. 30% gatunków, znaczna część lądów nadająca się obecnie do życia zmieni się w pustynię, a poziom wody w oceanach według niektórych szacunków podniesie się o 25-35 metrów. Brzmi to dramatycznie, jednak jeśli nie zrobimy nic, temperatura do końca stulecia może się podnieść o kolejne 3 stopnie. Proces ocieplenia postępuje wykładniczo – zmiany generują kolejne zmiany, wyższa temperatura to więcej wyładowań atmosferycznych, wyższe parowanie, więcej susz, więcej pożarów, mniej lasów, topienie się wiecznej zmarzliny, rozkład torfu... Im więcej dwutlenku węgla i metanu znajduje się w atmosferze, tym więcej się do niej uwalnia. Jeśli nie zatrzymamy tego procesu, w kolejnych stuleciach możemy spodziewać wzrostu globalnej temperatury nawet o kilkanaście stopni... Prawdopodobnie jednak jako ludzkość nie doczekamy takiego scenariusza.

Największą cenę płacą najsłabsi. Małe społeczności wysp oceanicznych, zmywanych już dzisiaj przez fale. Wykluczeni, wyrzuceni z neoliberalnego systemu, mieszkańcy slumsów, faweli, mieszkańcy wsi, czasem całe regiony prześladowane od dawna przez biedę, głód i choroby. Rolnicy, którym susza czy powódź kolejny raz niszczy jedyne źródło utrzymania. Kobiety, często odpowiedzialne za dach nad głową, opał, wodę i wyżywienie całej rodziny, dzieci, osoby starsze, chore, osoby z niepełnosprawnością, którym najtrudniej poszukać sobie innego miejsca do życia. A jednak coraz częściej idą, płyną na przepełnionych tratwach, wędrują w marznącym deszczu, koczują na dworcach, przy granicach, pchają się do autobusów i pociągów, biją się z policją, oddają ostatnie oszczędności mafii taksówkarskiej, byle żyć, jakoś żyć, godnie żyć... Idą do naszego ciepłego, bezpiecznego świata, który to świat tak naprawdę zgotował im ten los.


Zmiany klimatu to nie tylko zalewanie przybrzeżnych miast i mało śniegu zimą. Zmiany klimatu to przede wszystkim susze, powodzie, huragany, głód, epidemie chorób, wojny, migracje, zorganizowany terroryzm i wszelkie możliwe patologie, które rozkwitają na ludzkim nieszczęściu. Wojna w Syrii ma wiele przyczyn, jednak coraz częściej przebija się do publicznej świadomości fakt, że jednym z głównych problemów była tam panująca od prawie dziesięciu lat susza, która zniszczyła syryjskie rolnictwo i sprawiła, że większość ludności wiejskiej przeniosła się do miast. Uchodźcy z Syrii i innych krajów, wędrujący teraz przez europejskie dworce i granice, to uchodźcy klimatyczni. Będzie ich coraz więcej, w miarę jak coraz większa powierzchnia planety będzie się zmieniała w objętą wojną pustynię... A przecież nasze, europejskie zasoby wody też nie są niewyczerpane (polskie wyjątkowo małe), nasze gleby z roku na rok są coraz gorszej jakości... A planeta jest jedna. Wszyscy jesteśmy połączeni, nic nie istnieje oddzielnie, każde zdarzenie na świecie ma związek z pozostałymi. Oto dymią kominy elektrowni, pompują w powietrze dwutlenek węgla, żeby zasilić mój komputer, telefon, lampki na mojej choince, żarówkę w moim kiblu, zmywarkę, pralkę, piekarnik, lodówkę... Całkiem niedaleko, na sąsiednim skrawku lądu widać słabe światełko - lekarka trzyma w ustach latarkę przy zakładaniu wenflonu umierającemu niemowlakowi. Te światy zbliżają się do siebie. Nie mogą dłużej istnieć oddzielnie. Mur, który je odgradzał przez tyle lat, wali się.

Tymczasem Prezydent Polski Andrzej Duda zastrzega, że odejście od gospodarki węglowej jest w naszym kraju niemożliwe i „dekarbonizacja to antypaństwowa herezja”. Premier Beata Szydło na szczycie klimatycznym w Paryżu zaproponowała, że lepszym rozwiązaniem od redukcji spalania paliw kopalnych mogłoby być... sadzenie drzew, które przecież pochłaniają CO2. Pomysł ten promuje minister środowiska Jan Szyszko. Oczywiście propozycja jest bardzo słuszna, jednak dalece niewystarczająca. Emisję dwutlenku węgla jednego Europejczyka mogłoby obecnie zrekompensować posadzenie około tysiąca drzew. Czy politycy – nie tylko polscy – w ogóle wiedzą, o czym mówią? Ale ogólnie zmiany klimatu rzadko pojawiają się u nas w dyskursie publicznym. Trybunał Konstytucyjny, ustawa medialna, walka o demokrację, konstytucja, inwigilacja, Smoleńsk, władza... Rząd powoli wprowadza nam w kraju putinowską Rosję. Tysiące ludzi wychodzą na ulicę w proteście przeciwko działaniom rządu. Chłopcy narodowcy przy aprobacie przechodniów biją każdego, kto kojarzy im się z hasłem „uchodźca”, jako argument podając... obronę polskich kobiet, do których przecież mają prawo tylko prawdziwi Polacy. Podziały, które doprowadziły do aktualnej sytuacji, pogłębiają się, granice zaostrzają, niedługo w ogóle trudno nam będzie ze sobą rozmawiać i na siebie patrzeć. Robi się duszno, ciasno... Nienawiść wchodzi do domów. A może jest tam już od dawna? A może to właśnie objaw nadchodzącej katastrofy, której zwiastuny jednak przenikają do zbiorowej podświadomości – desperacki zwrot w stronę skrajnego, konserwatywnego populizmu, obiecującego (bez pokrycia) ocalenie rzeczywistości, którą znamy, w której czujemy się bezpiecznie?

Zastanawiam się, jak żyć z tą wiedzą? Jak żyć ze świadomością kończącego się świata, kiedy właściwie pewne jest, że jeszcze w naszym pokoleniu nastąpią bardzo radykalne zmiany, prawie na pewno gwałtowne? Jaką przyszłość planować dla dzieci, jak je wychowywać, jak zapewnić im poczucie bezpieczeństwa, czego je uczyć? Trzymania karabinu? Przetrwania bez prądu, wody w kranie i internetu, budowania szałasów, krzesania ognia? Jakie umiejętności, jaka wiedza będzie potrzebna w błyskawicznie zmieniającym się świecie? Trudno to przewidzieć, możliwe jednak, że jedną z kluczowych kwestii będzie umiejętność dialogu, empatii, słuchania drugiego człowieka, akceptacji różnorodności, tworzenia społeczności opartej na powiązaniach, wzajemnych zależnościach, a nie podziałach. Nie jest to łatwe, zwłaszcza jeśli sami musimy się tych rzeczy nauczyć... Staram się pokazywać dzieciom ten świat, który jest, jego sposób działania, jego różnorodność, to, że każdy jego element jest ważny, potrzebny i każdy jest z innymi połączony. Dotyczy to zarówno przyrody, jak i społeczeństwa... Słońce, strumień, dęby, olchy, róże, sójki, komary, koty, pani w sklepie, dzieci w Afryce, katolicy, muzułmanie, ja, ty, ona, las, łąka, miasto, pustynia... W całym zróżnicowaniu ten świat jest całością. Mimo różnic możemy zbudować razem coś dobrego.



Jak żyć? Po prostu. Robić swoje. W miarę możliwości ograniczyć nadmierne korzystanie ze wspólnej planety – można przestać jeść mięso, nie latać samolotami, szukać drobnych, codziennych oszczędności, mniej truć siebie i wszystko dookoła. Wiedzieć i dzielić się wiedzą. Działać, przekonywać, pomagać, wspierać to, co dobre. Kochać, przytulać się i uśmiechać, czytać książki, tańczyć, biegać po lesie. Tyle możemy zrobić.


Tymczasem nadchodzi katastrofa...